sobota, 31 stycznia 2015

Coś specjalnego na Walentynki?

Wszystko na to wskazuje, patrząc na ostatni tweet pana Armitage’a.

czwartek, 29 stycznia 2015

Jeden bilet na seans „The Crucible”.

Drodzy Czytelnicy tego bloga.


Zostałam poproszona przez sympatyczną miłośniczkę talentu pana Armitage’a o przekazanie jednej informacji. Otóż, ma ona na zbyciu jeden bilet w 4 rzędzie na seans „The Crucible” w kinie Atlantic w Warszawie. Drugą rzeczą o którą zostałam poproszona, to możliwość skontaktowania chętnej/chętnego do zakupu biletu z ową miłośniczką, czyli przekażę adres mailowy wspomnianej wyżej miłośniczce. Zatem moja skrzynka mailowa jest do Waszej dyspozycji (proszę nie umieszczać swoich adresów w komentarzach). Decyduje szybkość zgłoszenia. ;-)


The Crucible w Polsce


Przypomnę tylko, że sztuka ta będzie wyświetlana w kinie Atlantic w dniu 19 lutego 2015r. o godzinie 20:00 w języku angielskim i z angielskimi napisami, czyli nie będzie polskich napisów. Więcej informacji tutaj

Aktualizacja 08/02/2015: sprawa nie jest już aktualna.  

niedziela, 25 stycznia 2015

Jak poinformowało TVLine Rutina Wesley (u nas znana z serialu „Czysta Krew”) dołączyła do obsady trzeciego sezonu serialu „Hannibal”. Będzie tam grać Rebę McClane, niewidomą kobietę która wejdzie w związek z postacią Richarda Armitage’a, czyli z Francisem Dolarhyde'em. I jak podaje źródło „będzie jego najlepszą szansą na odzyskanie człowieczeństwa”. 

piątek, 23 stycznia 2015

Happy Guy Day! Lub "Prawdziwe dzieje Robin Hooda". Opowiadanie autorstwa Eve.

Czy ktoś z Was tęsknił za Sir Guy’em tak jak ja? Jeśli tak, to dziś mam ogromną przyjemność podzielić się z Wami opowiadaniem z Sir Guy’em, którego aktorką jest Eve, komentatorka tego bloga. Eve bardzo dziękuję za zgodę na opublikowanie Twojego opowiadania. 

***
Notka od Autorki opowiadania: Poniższa opowieść utrzymana jest w konwencji kosmiczno – buduarowej (vide: anzug sir Guy’a rodem ze Star Treka i peniuary szeryfa), czyli w zgodzie ze znanym serialem o pewnym mrocznym rycerzu. Wszak to on, a nie tytułowy chłystek był tam najważniejszą postacią. 
Z góry przepraszam miłośniczki i znawczynie nie tylko angielskiego średniowiecza. W tekście znajdziecie elementy i sformułowania nijak mające się do ducha i realiów epoki oraz prawdy historycznej, ale bądźmy szczere – Guy nie byłby tak seksowny, gdyby wtłoczyć go w tradycyjny męski strój z końca XII w. a szeryf bez sztuczkowych porteczek lokaja i japonek nie byłby sobą. Na temat tytułowego pacholęcia i jego wybranki, pozwólcie, że na razie zamilknę. 



PRAWDZIWE DZIEJE ROBIN HOOD’A


Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma morzami, za siedmioma lasami … może jednak nie aż tak daleko. Biorąc pod uwagę geografię i stan zalesienia Europy u schyłku XII wieku, jedno pasmo górskie, jedno morze i dwie, no, niech będą trzy puszcze, powinny w zupełności wystarczyć. Otóż w tych dalekich krainach i w dość dosłownych mrokach wieków średnich, żył pewien król obdarzony iście ułańską (o, przepraszam – nie ta epoka), iście rycerską fantazją. Jak to często w baśniach bywa, król miał młodszego brata: podłego, zazdrosnego i chorobliwie ambitnego. Jednakże częste zakładanie hełmu na głowę przez króla, jak i wymachiwanie mieczem, połączone z rzeczoną fantazją tudzież brakiem zaufania do wuja Googelusa z Facé d’Book, zaowocowało podjęciem decyzji tyleż pochopnej, co brzemiennej w skutki. Król poczuł, że najwyższy czas, by spełnić młodzieńcze marzenia o bohaterskich czynach, przysłużyć się ludzkości i wygnać pohańców z Jerozolimy. Spakował zatem manatki, przytroczył je do siodła i tyle go widzieli. Nieświadom nikczemności brata pozostawił królestwo w jego rękach. Popełnił także drugi kardynalny błąd, fatalnie wybierając biuro podróży. Lewant-na-ostro (un)Ldt. działało na rynku od niedawna, ale jego specyficzna oferta cieszyła się dość dużym wzięciem. Właściciel - Filip (wyfiokowany Francuz, nazywany w niektórych kręgach Augustem) roztaczał przed królem cudowne wizje wakacji z dreszczykiem, jednakże na miejscu rzeczywistość okazała się bardzo … piaszczysta. Obiecanych atrakcji wprawdzie nie brakowało: hordy pustynnych ludzi atakujące znikąd i bez ostrzeżenia, choroby dziesiątkujące wycieczkowiczów, upał, brak wody, z którym nawet zaprawiony w bojach Bear hrabia Grylls nie umiał sobie poradzić – słowem istny hardcore, o jakim król marzył … Ale i tak coś mu ciągle nie pasowało. Dość szybko zorientował się, że nie jest należycie przygotowany do wczasów w suchym i gorącym klimacie. Zbroja, zamiast przepisowo rdzewieć z powodu zwyczajnej jej angielskiej wilgoci, nabierała szlachetnej patyny w wyniku działania wiatru i pustynnych piasków. Do tego przegrzewała się, a brak klimatyzacji w standardowym wyposażeniu był bardzo dotkliwy. Poza tym w pośpiechu, król zapomniał o wrzuceniu do sakw kremu z odpowiednim filtrem UV, skutkiem czego miał na nosie pokaźnych rozmiarów bąbel, doprowadzający go do szału. Dlatego też postanowił dogadać się z Saladynem, smagłolicym kierownikiem pustynnego kurortu. Zawarł z nim układ gwarantujący innym wczasowiczom swobodne poruszanie się w nadmorskich okolicach oraz prawdziwie relaksujące wycieczki fakultatywne. Król z poczuciem spełnienia dziecięcych marzeń mógł ruszyć do domu. Wszak na liście zostało mu jeszcze zabicie smoka! Musiał zatem nabrać sił i znaleźć przewodnika to tego dalekiego kraju, gdzie żył gad pożerający niewinne dziewice i panicznie bojący się szewców.
Tymczasem w Anglii nie działo się najlepiej. Książę Jan odbijał sobie z nawiązką lata bycia gorszym bratem. Bo to Ryszard całymi latami dostawał najfajniejsze prezenty na urodziny! To on miał najlepszego konia i zbroję! To jego Św. Mikołaj brał co roku na kolana! Jednak teraz Jan mógł przestać tupać nogą ze złości i chować się po kątach, a z rozmachem odegrać się na wszystkich dookoła. Do małego, zazdrosnego móżdżku nie docierało, że łatwiej rządzi się ludźmi, którzy darzą władcę szacunkiem. Bądźmy jednak wyrozumiali: mamy koniec XII wieku i nikt jeszcze nie słyszał o nowoczesnym państwie, ideach oświeceniowych, reformach społecznych, powszechnym i darmowym dostępie do służby zdrowia … a zdrowy rozsądek nie zawsze bywa domeną królów.
Jan nie był lubiany. To mało powiedziane – był powszechnie … znienawidzony. Jednak wśród podobnych sobie wszelkiej maści karierowiczów, frustratów i innych niespełnionych popaprańców, znalazł całkiem spore grono popleczników. Jednym z nich był miłośnik jedwabnych piżam i beretów z zawadiackim piórkiem, noszący tytuł szeryfa Nottingham. Oczywiście, jak każdy urzędnik wyższej rangi, Vasey miał swojego totumfackiego, specjalistę od czarnej roboty, sir Guy’a z Gisborn. W okolicach zamku, dokładnie w lesie Sherwood, mieszkał wówczas człowiek zwany Robin Hood’em. Znany był powszechnie z tego, że nie darzył szeryfa i jego pomagiera specjalną estymą, jak i z tego, że strzałom się nie kłaniał, bo to strzały kłaniały się jemu. Ustalmy jednak, że nader często strzały były jedynym, co ewentualnie chciało podporządkować się jego woli. By trzymać się do końca baśniowej konwencji należałoby dodać urodziwą księżniczkę, o której względy powinni zabiegać liczni konkurenci. Cóż … jaka opowieść, taka księżniczka … Lady Marian z Locksley była niespełnioną społecznicą, istną prekursorką socjalizmu utopijnego i ruchu sufrażystek (ten fakt lubiła podkreślać strojem nieprzystojnym skromnej pannie), a do tego miłośniczką emocjonalnych trójkątów i generalnie dziewczęciem hołdującym zasadzie, że najlepiej jest „zjeść ciastko i mieć ciastko”. Zatem na podorędziu miała zawsze zapasowe, gdyby chęć konsumpcji pierwszego ją naszła.
W takim oto świecie zaczyna się nasza opowieść. 

środa, 14 stycznia 2015

Jeden zachwycający rysunek.

Pamiętacie może zdjęcia Richarda Armitage’a które ukazały się w Fault Magazine, Issue 13 w styczniu 2013 roku? Otóż Ata, utalentowana rysowniczka na podstawie jednego z tych zdjęć narysowała portret mojego naszego ulubionego aktora. Poniżej możecie zobaczyć jak pięknie jej to wyszło.

czwartek, 8 stycznia 2015

Richard Armitage w Dzień Dobry TVN.

Kolejny raz pani Anna Wendzikowska miała okazję rozmawiać z moim naszym ulubionym aktorem. Wywiad możecie zobaczyć tutaj.

Richard Armitage

A po obejrzeniu wywiadu ograniczę się do jednej uwagi, otóż ja, jako jego fanka well wisher nie widzę w nim tylko hollywoodzkiego przystojniaka. 

środa, 7 stycznia 2015

Podążając za jednym tweetem lub „The Crucible” w Polsce.

Richard Armitage na swoim twitterowym koncie zwrócił uwagę na poniższego tweeta pana Roberta Delamere’a.


A według CinemaLive 19 lutego w Warszawie w Kino Atlantic będzie można zobaczyć „The Crucible”.



Wprawdzie nie znalazłam (jeszcze) więcej szczegółów, ale myślę, że warto zaglądać na stronę Kina Atlantic. 


wtorek, 6 stycznia 2015

Thorin i Luthien - historia alternatywna, czyli jak Kili został kadrowym. Opowiadanie autorstwa Kate.

Ręka do góry kto lubi opowiadania Kate. Dla tych Wszystkich, którzy razem ze mną trzymają ręce w górze Kate przygotowała małą niespodziankę, którą z przyjemnością pragnę Wam zaprezentować. Kate wielkie dzięki za zgodę na publikację Twojego opowiadania na blogu. 

***
Notka od Kate: 

Drodzy Czytelnicy!
Mniej lub bardziej pogrążeni w żałobie po obejrzeniu „Bitwy Pięciu Armii”.
Otóż kilka dni temu, czytając piękną historię o zaginionych butach, wszyscy dowiedzieli się, że PJ się TROCHĘ pomylił i puścili w kinach nie to zakończenie, które powinni. Mam nadzieję, że zreflektuje się i zrekompensuje nam to w wersji rozszerzonej filmu, a wtedy ujrzymy, jak Thorin powstaje z tego zimnego lodu, wraca po koronę i panuje długo i szczęśliwie, i jakimś cudem na kompletnie nieogrzewanych korytarzach Ereboru natknie się na niepozorną Eulalię… Tak, zdecydowanie TO chcę zobaczyć na DVD w wersji reżyserskiej.
Ale do rzeczy: dziś chciałabym zaprezentować mojego tzw. „pocieszacza”, i od razu chcę podziękować Ani – za chęć publikacji, i ogólnie za wszystko, oraz Eve, która mnie bardzo wspierała i była moją… inspiracją – to chyba dobre słowo :) Chciałabym prosić, by nie porównywać naszych obu pocieszaczy, ponieważ to dwie różne historie, dwa różne style, a wszelkie ewentualne podobieństwa… no cóż, to jakaś niesamowita metafizyka między nami, no i oczywiście główna postać – Jego Wysokość, a w jego przypadku wiele zmieniać nie można. Zapewniam jednak, że powstawały całkowicie niezależnie!
Moja wersja jest o tyle inna, że to już… było. Kto pamięta moje „Serce Góry”, będzie miał okazję przypomnieć sobie, a kto nie czytał, z treści dowie się, co mniej więcej się działo. Początek to generalnie przypomnienie akcji, która działa się w „Sercu…”, i te fragmenty wyszczególniłam kursywą, natomiast aktualny, NOWY bieg wydarzeń, napisany jest prostą, pogrubioną czcionką. Tyle w sprawach formalnych :)
Uprzejmym i odpowiednim z mojej strony będzie uprzedzić, iż nie jest to dzieło na poziomie Tolkiena, i malkontentów, podobnie jak moja szanowna poprzedniczka, odsyłam do oryginału, bo mój Thorin nie ma NIC wspólnego z Tolkienowskim. A jeśli komuś się nie spodoba… Cóż, zawsze można napisać pismo do kadrowego – może wreszcie mnie zwolni z posady nadwornego bazgroły Jego Wysokości :)
Modląc się o zdrowie psychiczne czytelników, zapraszam mimo wszystko do rzucenia okiem na historię alternatywną miłości Thorina i Luthien, czyli inaczej łatwy przepis, jak zostać kadrowym w służbie Jego Królewskiej Mości :)

***
Sytuacja wydawała się być tragiczna. Do krasnoludów zmierzała właśnie banda goblinów, a oni niewiele mogli zrobić. Próbowali się bronić, ale broń została im szybko odebrana i brutalnie popychani musieli iść tam, gdzie zmierzały gobliny. W całym tym zamieszaniu Bagginsowi niepostrzeżenie udało się umknąć i pozostał niezauważony. Jednak krasnoludy nie miały tyle szczęścia; im dalej szły, tym bardziej nieznośny fałsz okropnej pieśni ranił ich uszy. Wreszcie zostały doprowadzone przed oblicze ogromnej, obrzydliwej kreatury, od której pochodziły dźwięki. Tak, król goblinów witał ich niemiłosiernie zawodzącym głosem w swej własnej kompozycji.
- To nie pieśń, to abominacja! – wrzasnął Balin, zniesmaczony całą sytuacją, podobnie jak reszta jego kompanów.
- Abominacja, mutacja, dewiacja… Wszystko tu znajdziecie! – z radością odparł wielki goblin – To nasza specjalność! A poza tym… Kto ośmielił się zakłócić nasz spokój?
- Ja się tym zajmę – spokojnie oznajmił Oin, poklepując Thorina po ramieniu – Głośniej proszę, twoi chłopcy zgnietli mi trąbkę!
- Zaraz zgniotę ci coś jeszcze! – wściekł się król goblinów.
- Ja powiem! – wyrwał się Bofur – Szliśmy do naszych krewniaków w Dunlandzie, i wtedy…
- Zamknąć się!!! Jeśli nie chcą mówić prawdy, to ją wykrzyczą! Przynieście łamacz kości, zaczniemy od… najmłodszego – goblin wskazał na Oriego. Thorin nie mógł pozwolić, by ktoś skrzywdził jego pobratymców, więc wystąpił przed szereg, odsuwając od siebie innych. Goblin popatrzył na niego ze zdziwieniem – No proszę… Wasza dostojność! Thorin, syn Thraina, syna Throra, Król pod Górą! Och! Zapomniałbym! Ty nie masz już Góry! I nie jesteś królem! Więc jesteś… tak naprawdę NIKIM.
Przywódca krasnoludów patrzył na wroga z nienawiścią, ale dumnie. Kątem oka zobaczył, że paskudne stwory prowadzą przed oblicze swego pana łamacz kości. Ale nie to przykuło jego uwagę… Tuż za okrutną machiną gobliny prowadziły związaną i zakneblowaną postać. Thorin przyglądał się jej z uwagą.
- Aby nie uwłaczać majestatowi waszej królewskiej mości – kontynuował wielki goblin – Ani nie narażać bezpośrednio królewskich towarzyszy, dam waszej wysokości ostatnią szansę. Popatrzcie, jak działa nasza zabawka na tej niewinnej, ślicznej istocie… Będziecie mieli trochę czasu na przemyślenia, czy powiedzieć mi, co was sprowadza do mego miasta…
Thorin bacznie obserwował tajemniczą postać. Była już coraz bliżej i widział, że w jej oczach widnieje paniczny strach. Nie wiedział, kto to jest; była zdecydowanie za niska jak na elfa i chyba też człowieka, bezapelacyjnie nie była też krasnoludem ani żadnym plugawym orkiem czy goblinem… Hobbit? Nie, widział w swoim życiu paru hobbitów i ich stopy nie pozostawiały wątpliwości co do ich rasy. Kim więc była istota, którą gobliny zamierzały torturować? Nie wiedział, ale nie mógł na to pozwolić.
- Czekaj! – krzyknął donośnym głosem, a wokoło zaległa cisza – Nie wiem, co knujesz, ale nie skrzywdzisz jej. Chcesz mnie? Będziesz mnie miał! Kili, Orkrist!
Siostrzeniec w mig pojął, co robić. Odepchnął dwóch goblinów pilnujących ich broni i wydarł im miecz swego wuja, po czym rzuciwszy go do niego, wraz z Dorim rozdali resztę, w czasie kiedy Nori, Dwalin i Gloin odpychali nadbiegające zewsząd paskudne stworzenia. Thorin szybkim ruchem wyjął z pochwy swój miecz, a gdy gobliny to ujrzały, cofnęły się w przerażeniem.
- To Pogromca Goblinów! Siekacz! – rozległy się wrzaski przerażonych kreatur – Zabić go!
Krasnoludy rzuciły się do walki. Wprawdzie zdawały sobie sprawę z liczebnej przewagi wroga, ale wrodzona krasnoludzka duma nie pozwalała im stać i dawać sobą pomiatać. Na wszystkie strony upadały odcięte członki goblinich trupów, a Thorin podbiegł do łamacza kości i rozciął więzy krępujące więźnia. W mig pojął, że to młoda, i niezwykle piękna kobieta. Chwycił ją mocno w pasie i wyciągnął ze straszliwej maszyny.
- Bombur, trzymaj! – krzyknął, pchając ją w kierunku grubego krasnoluda – Ja się zajmę tą przebrzydłą kupą tłuszczu.
W te słowa uderzył na króla goblinów. Siekł, walił, ciął na oślep, czując ogromną nienawiść do tych podłych stworów. Co chwila oglądał się za siebie, by sprawdzić, czy Bombur należycie chroni uratowanego więźnia, i by upewnić się, że żadnemu z jego ludzi nie dzieje się nic złego. W pewnym momencie powalił wielkiego goblina na ziemię i wskoczywszy na niego, stanął na jego ogromnym brzuchu i z przeraźliwym wrzaskiem wbił ostrze Orkrista prosto w jego serce.
- Jestem nikim? – powiedział twardo – To TY jesteś NIKIM!!!
Zeskoczył z trupa i podbiegł do dziewczyny. Odebrał ją od Bombura i odciągnął na bok.
- Jak ci na imię? – zapytał.
- Luthien – odparła drżąc – Panie…
- Więc uważaj, Luthien. Trzymaj się mnie mocno. I poznaj moich siostrzeńców. Kili, Fili, odwrót! Idziecie pierwsi, przez most, ja za wami, reszta za mną!
W tym momencie rozbłysło rażące, wszechogarniające cały mrok światło. Krasnoludy poczuły ulgę, wiedziały co to oznacza. A kiedy ich oczom ukazał się Gandalf, nie posiadały się z radości.
- Róbcie, co mówi król! – krzyknął czarodziej – Gobliny są chwilowo oślepione, ale mamy mało czasu!
Rzucili się do ucieczki przez most. Kili co chwilę odwracał się i strzelał z łuku do podnoszących się po ataku Gandalfa z ziemi goblinów. Wszystko wskazywało na to, że po raz kolejny udało im się uciec z opresji. Czarodziej doskonale wiedział, gdzie jest wyjście, i po jakimś czasie mogli zaczerpnąć wreszcie świeżego powietrza. Schronili się w pobliskim lesie. Gandalf od razu zaczął liczyć towarzyszy, i zauważył brak Bilba, jednak w tym samym momencie hobbit znienacka pojawił się, utrzymując, iż nie mógł nadążyć za krasnoludami i pozostał w tyle. Nikt nawet nie wiedział, że nie był z nimi na mało przyjemnym spotkaniu z goblinami, a sam Baggins nie chciał przyznawać się, że przypadkiem znalazł w otchłaniach magiczny pierścień, który powodował że stawał się niewidzialny. Teraz jednak uwaga kompanii nie skupiała się wyjątkowo na hobbicie, a na tajemniczej istocie, którą uwolnił Thorin z łap goblinów…
- Widzę, że nasza kompania się powiększyła – mruknął Gandalf – Kim jesteś? Jak masz na imię?
- Jestem Luthien, panie.
- Luthien… Znana jest w Śródziemiu legenda o elfce Luthien, która była najpiękniejszą istotą na świecie – zaczął opowieść czarodziej – Pewnego dnia spotkał ją Beren, syn Barahira. Zakochali się w sobie… Beren poprosił Thingola, ojca Luthien, o rękę córki, a ten kazał mu przynieść Silmaril z korony Morgotha. Luthien z ukochanym ruszyli w podróż, w końcu Beren zdobył Silmaril, ale on sam zginął. Wtedy Luthien wybłagała u Valarów powrót ukochanego w zamian za utratę swej nieśmiertelności. Jej związek z Berenem zapoczątkował ród półelfów i mawiano, że potomstwo Luthien nigdy nie wyginie…
- Jesteś… Jesteś z rodu półelfów? – Thorin podejrzliwie patrzył na dziewczynę – Jesteś z rodu TEJ Luthien?
- Nie, panie.
- To kim właściwie jesteś!? Bo chyba nie goblinem! Jesteś naszego wzrostu, więc elfem też nie możesz być!
- Jestem córką człowieka, panie. Nie hobbitem czy krasnoludem, jak zapewne pomyśleliście patrząc na mój wzrost. Moja rodzina była po prostu niska, więc i ja taka jestem.
- A skąd to imię? Elfickie imię u ludzi? – zdziwił się Balin.
- Moi rodzice bardzo lubili tę legendę. Mama lubiła romantyczne historie, pamiętam że kiedy miałam kilka lat, opowiadała mi ją często. Podobno tata powiedział tuż po moim narodzeniu, że wyrosnę na tak piękną kobietę, że każde inne imię nie będzie mnie godne – uśmiechnęła się blado.
- I miał rację – westchnął Bilbo. Dopiero teraz, w pełnym blasku słońca wszyscy mogli dostrzec jej olśniewającą urodę: jasną, alabastrową cerę jak śnieg w zimie, długie, falowane włosy o barwie jesiennych liści, duże, zielone oczy niczym wiosenna trawa, a nade wszystko – cała jej uroda promieniała niczym jasne słońce latem. Filigranowa, szczupła, zdawałoby się że jej talię można objąć dłońmi. Nawet wśród niezbyt wysokich krasnoludów zdawała się być niczym drobna okruszyna. Wszyscy byli pod wrażeniem, jednak najszybciej z niego otrząsnął się Thorin.
- Dlaczego mówisz o swoich rodzicach w czasie przeszłym – zapytał.
- Nie żyją – odparła smutno – Ojca zabili wargowie, kiedy był w podróży. Miałam wtedy piętnaście lat. Matka oszalała z rozpaczy i zabiła się. Tak bardzo go kochała… Nie miałam rodzeństwa, wychowywał mnie wujek.
- Nas też – uśmiechnął się Fili, podchodząc do niej i obejmując ramieniem – Przykro nam z powodu twoich rodziców…
- To jeszcze nie tłumaczy, skąd wzięła się w mieście goblinów – Thorin przerwał siostrzeńcowi – Może w końcu wyjaśnisz, co się stało?
- Wujek prowadził mnie do dalszej rodziny, do Rohanu. Mieliśmy tam zamieszkać, przynajmniej przez jakiś czas. Niestety… Wybrał drogę przez góry. Gobliny zabiły go, a mnie… - zawiesiła głos i otarła łzę z policzka – Resztę znacie.
- Ja nie znam – łagodnie powiedział Gandalf, współczując młodej kobiecie z całego serca, a jednocześnie nic nie rozumiejąc z całej sytuacji – Thorinie?
- Jak wiesz, wpadliśmy w łapska goblinów. Chcieli nas torturować, żebyśmy zaczęli mówić, ale jako przykład chcieli dać ją – krasnolud skinął głową w kierunku Luthien – Te ścierwa przestraszyły się Orkrista. A potem daliśmy im nauczkę. W międzyczasie wyciągnąłem tę panienkę z łamacza kości, zabiłem króla goblinów, a wtedy pojawiłeś się ty.
- Rozumiem – Gandalf pokiwał głową i uśmiechnął się do Luthien – Co teraz? Nadal chcesz iść do Rohanu?
- Nie, panie. Nie znam tam nikogo. Wujek mówił, że mieszka tam jego rodzina, ale ja jej nie znam, zresztą wujek nie był pewien że ich tam zastanie. Prawdę mówiąc… Nie wiem, gdzie się podzieję…
- Cóż…
- Mój panie – Luthien padła przez Thorinem na kolana – Dziękuję za uratowanie życia. Jeśli mogłabym się jakoś odwdzięczyć, przysłużyć…
(w tym momencie zaczyna się historia prawdziwa tej niezwykłej miłości :-) )
- Co zrobić? – zwrócił się do Gandalfa przywódca krasnoludów – Nie miałem kłopotu, uratowałem kobietę. Nie zabiorę jej ze sobą!
- Wykluczone – warknął Dwalin – ZERO bab na naszej męskiej wyprawie!
- Ja tam bym nie miał nic przeciwko – mruknął Kili.
- ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnęła chórem cała drużyna.
- Gdzie ją odesłać? I, przede wszystkim, jak? – zadumał się Balin.
- Może ja ją odprowadzę – zaproponował nieśmiało Kili, ale znowu odpowiedziało mu gromkie:
- ZAMKNIJ SIĘ!
- Usiądźmy – powiedział Gandalf – I pomyślmy.
Luthien z rosnącym zdziwieniem obserwowała, jak trzynastu krasnoludów, czarodziej i hobbit siadają na trawie i popadają jeden po drugim w zadumę. O co im chodzi? Czy była aż takim problemem, żeby robić burzę mózgów i wojenne narady? Skoro tak, spokojnie mogła sobie pójść!
- Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziała – Może ja pójdę, oszczędzę panom kłopotu…
- ZAMK… - zaczął krzyczeć Dwalin, ale uciszył go kuksaniec od brata – Proszę nie mówić, kiedy krasnolud się zastanawia, młoda panno.
- Mam pomysł! – pisnął Kili, zgłaszając się jak uczeń na lekcji. Thorin przewrócił oczami, ale pozwolił siostrzeńcowi mówić – Gandalf zrobi czary mary, i przeniesie Luthien do Rivendell! A tam już się nią pan Elrond zajmie. Pamiętacie, jakie imprezy tam robią? Jedzenie, muzyka, Luthien się tam spodoba!
- Kili, bracie, naprawdę przestań myśleć – poklepał go po plecach Fili – I mówić.
- Ciężka to sprawa – westchnął Gandalf – Nie możemy puścić jej samej, ale…
- Bandyci! Mordercy! – rozległ się przerażający krzyk – Mordują!!!

Widziałam film „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii”.

Prawdę mówiąc film ten widziałam jeszcze w zeszłym roku (ależ to brzmi;-)), ale potrzebowałam troszkę czasu, aby uspokoić moje emocje. A kiedy opublikuje się ten post, ja będę na drugim moim seansie, tym razem w 3D. Ale idąc do kina 28 grudnia wiedziałam na co idę. Wiedziałam, że idę zobaczyć widowisko zrobione z wielkim rozmachem, bo przecież to jest swoisty znak firmowy sir Petera Jacksona. A znając fabułę książki J.R.R. Tolkiena „Hobbit, czyli tam i z powrotem” i przeczytawszy kilka spoilerów oraz wywiadów z panem Armitage’em (szczególnie o jego ostatnim dniu zdjęciowym) wiedziałam czego mogę się spodziewać po ostatniej części Jasksonowego Hobbita.


Post zawiera spoilery.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Na dobry początek tygodnia (#36)…

Jedno zdjęcie Richarda Armitage’a autorstwa Mitchella Nguyena McCormacka dla magazynu DAMAN.

Źródło zdjęcia


Hipnotyzujące spojrzenie, czyż nie? ;-)

Miłego tygodnia Wszystkim!

czwartek, 1 stycznia 2015

Szczęśliwego Nowego Roku od pana Armitage'a.

Drogi Panie Armitage, dziękuję za niesamowity 2014 rok!

Dziękuję za:
- Twojego Thorina Dębową Tarczę z „Hobbit: Pustkowie Smauga”


-Twoje wywiady
( Justyno wielkie dzięki za ich tłumaczenie :*)

- Twoje selfies :-)